niedziela, 17 października 2010

tutu

Dla Skakanki na balet. Ze znalezionych resztek dekoracji sali na naszym weselu (tiul) oraz z tasiemek i wstążek pasmanteryjnych. Nie tam żadne "designs that inspire", ale nie musiałam kupować na allegro. Się uszyło. Rozmyślam o produkcji seryjnej, z większą ilością wariacji i warstw, ale szyje się jak po grudzie, tiul wchodzi pod stopkę. Zatem pozostaje bardzo amatorski unikat;)

środa, 13 października 2010

strachy

Zrobiliśmy wczoraj. Odstraszają jesienne depresyjki, mówią, że wcale nie jest tak zimno. W tle goździki skradzione z rabaty przez Bartków.



wtorek, 5 października 2010

gabinet dentystyczny

Jako pokłosie dramatycznych wypadków związanych z poszukiwaniem dentysty na początku zeszłego tygodnia, a następnie wizyty z szeroko zakrojonymi pracami wiertniczymi, Skakanka organizuje kiszonkowy gabinet dentystyczny. Wydaje się, że dzieci w sposób o wiele bardziej naturalny niż dorośli oswajają lęki przez konfrontację.
To zielone na buzi Jacka/George'a, to plomba "wojskowa", jak stwierdzono w gabinecie.

sobota, 25 września 2010

zupa gustawa konrada

Może to nierozsądne, mając tyle i tyle lat, dwójkę dzieci, luki w CV, czekać na momenty wytwarzania czegoś własnymi rękami - poza zupą i drugim oraz wszystkim co przed i po. A jednak, mam mnóstwo rozpoczętych spraw i problem bohatera romantycznego: rozdźwięk pomiędzy pragnieniami a możliwościami.

Więc potulnie wracam do zupy. Marki rosół. A wygląda jak lato na początku jesieni.


czwartek, 9 września 2010

krata na jesień

Oto wełniana kratka, której kupon dziś nabyłam w sklepie z tkaninami i resztkami. Czytelnik widzi tutaj kratkę, ja natomiast widzę już sukienkę oraz dodatki, chętnie czarne. A ponieważ doświadczenie w szyciu sukienek mam niewielkie (tytułem uściślenia: żadne), sama jestem ciekawa, co z tego wyjdzie. Zaczynam od prania materiału w 30 stopniach, by nie skurczył się po uszyciu - to mówi mi intuicja. Mam nadzieję, że później także nie przestanie się do mnie odzywać!

wtorek, 10 sierpnia 2010

wrocław w bombaju

Warsztat pracy:
Szkic i przekonanie, że "zajmie mi to gdzinkę":
Po pięciu godzinach z hakiem, w środku nocy, obrazek spryskuję fiksatywą, wkładam do passe partout i za szkło. Jestem cała w pastelowym pyle, wszystkie kolory na czole i nosie, rękach - po łokcie.











Obrazek pojechał do Indii, przez Mumbai (Bombaj) do miasta Chennai.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

na dzień dobry

Po co mi taki blog?

Ano po to, żeby od czasu do czasu się pochwalić. Życie kury domowej, która własny small biznes kręci także często w domu - z natury swej pozbawione pianki z codziennych firmowych ploteczek, omawiania garderoby i trendów w tv - obfituje jedynie w małe radości hand-made.

Więc, jak zaznaczyłam, zamierzam się chwalić, zupełnie nieskromnie. Wszystkim, co mi się uda lub nie, nie przejmując się faktem, że w dobie fotografii cyfrowej oraz powszechnej dostępności materiałów art&craft - każdy może zostać artystą i dzieci na kółku plastycznym mogą sobie z pewnymi tematami poradzić lepiej. Nie szkodzi.

Zaczynam się chwalić już od jutra.

Acha, grafika nagłówka oczywiście od webvilla.pl (lub, jak kto woli: szblonynablogi.pl). Najlepszy web designer w kraju, niestety, nie do końca jeszcze odkryty.