piątek, 23 listopada 2012

dolly 2

Druga laleczka. Tym razem na jarmark.

Brak wprawy nadal mocno wydłuża czas powstawania prostej dosyć formy. Dwie godziny.

Nigdy nie doścignę Chińczyków.


piątek, 16 listopada 2012

dolly

Będziemy jutro szyły z dziewczynkami, które przyjdą do Skakanki na urodziny.

Więc dziś prototyp. I seryjnie półprodukty dla 11 dziewczynek, żeby się łatwiej szyło.

Pierwszą lalkę z flaneli uszyła dla mnie ze trzydzieści lat temu moja Mama.

Drugą uszyłam sama podczas pobytu w Niemczech, jako wyraz wdzięczności dla gospodarzy, którzy mnie przyjmowali.

Brak doświadczenie nie pozwala się szczególnie chwalić, ale upamiętniam to dzisiejsze podejście. Imię wybierze Skakanka, która nie przestawała przez cały wieczór wyznawać miłości i podziwu. Zasnęła przy moim krzątaniu się po kuchni. Zrobić coś własnymi rekami - z dzieckiem i dla dziecka - bezcenne.




poniedziałek, 10 września 2012

anioł przy moim stole

Pomysł przyszedł jednego dnia, nie było czasu do namysłu, że nigdy dotąd nie porywałam się na ludzkie przedstawienia aniołów ani żadnych innych. To rodzaj pewnie sztuki infantylnej, ale zrodził się z - i sprowokował ją na nowo - kontemplacji, czym jest życie ludzkie. Jak maleńkie światełko na dnie cierpienia, rosło i ogarniało wnętrze czarnej dziury.

Podobno każdy, zanim przyjdzie na świat, otrzymuje własnego Anioła. Ten i tylko ten Anioł dla tej i tylko tej osoby. Nie można wymienić ani wypowiedzieć warunków umowy. I nawet jeśli cały świat byłby przeciwny temu, że człowiek się pojawia i jest, Anioł otacza go już od świtu jego istnienia swoją miłością.

Ale też co innego. Jakoś ostatnio przyszło mi dużo mieć do czynienia z ludźmi, którzy nie mogą mieć dzieci, mimo że bardzo pragną zostać rodzicami. Lub zostają nimi po wielkich trudnościach. Oni doceniają naprawdę, że życie to dar. I do nich przychodzi także Anioł z wiadomością z serca samego Boga.

Idea nie powinna usprawiedliwiać niedomagań "artystycznej wizji", ale umówmy się: to tylko szafka na klucze w wykonaniu jakiejś tam Okruszyny. Na zewnątrz lakierobejca ftalowa, środek - akryl. Prezent.





niedziela, 19 czerwca 2011

dekoracje do Kopciuszka

Miało być rach-ciach, wyszło jak zwykle dłużej. Malowanie tego typu to jakaś forma powrotu do dzieciństwa, do spontaniczności barwy, niedosłowności kształtu, przerysowań. Gdyby nie presja czasu i późna pora, byłoby to zajęcie sielankowe. Z oknem poszło trudniej niż z kominkiem, bo zostały mi tylko dwie godziny. Zamek wyszedł z proporcji mniej więcej dziesięciokrotnie, ale cóż zrobić. Chciałam, żeby był widoczny...

Farba jeszcze mokra na podłogowym warsztacie pracy:

 Kącik kuchenny sceny:

Kącik domowy. Proszę zwrócić uwagę na firanę, którą Mero zerwała z własnego okna, by ubogacić naszą skromną scenę. Nie wspomnę, że do zawieszania potrzebne były umiejętności rosyjskiej trupy cyrkowej:
Na pozostałe części sceny wykorzystane zostały materiały na obrusy, sukienki i inne niedoszłe kobiece marzenia. Ale spokojnie: co się odwlecze, to nie uciecze. Wywieszenie ich nie miało w sobie nic z gestu kapitulacji.

Dzieciaki zaś w tym spektaklu przeszły same siebie. Miło było patrzeć po prostu.


piątek, 6 maja 2011

Urban Lady

Kolejny Myles Sullivan, choć technika absolutnie eksperymentalna (Audrey Hepburn w tej wersji bowiem nie ma jeszcze do wycierania ust i może dobrze). Środek frontu to werniksowany nadruk, ale na ramce postanowiłam domalować jakby ciąg dalszy, na podkładzie do robienia spękań. Niestety, kolejny crackle nie spełnił moich oczekiwań i to jeszcze nadal nie to, co miałam na myśli. Fantastyczna była zabawa z mieszaniem akryli pod kolor, szkoda, że poszło tak szybko. Za to drewno malowane na czerwony mahoń bejcą ftalową - wolałabym ten rozdział zapomnieć!









Szafka pomyślana dla Cherry, jej miłości do kina i Audrey.

La Gitarra II

Kto by pomyślał, że można poznać malarza poprzez serwetki pomyślane do wycierania ust, na kórych znalazła się właśnie praca Mylesa Sullivana. z grupy Art in Motion. Przyjemnością było domalowywanie akrylami tego, czego nie starczyło we wzorze do decoupage'u.

"La Gitarra" (tak naprawdę "Jazz Rythms") w wersji teak:

Szafka na zamówienie Cherry.