Farba jeszcze mokra na podłogowym warsztacie pracy:
Kącik kuchenny sceny:
Kącik domowy. Proszę zwrócić uwagę na firanę, którą Mero zerwała z własnego okna, by ubogacić naszą skromną scenę. Nie wspomnę, że do zawieszania potrzebne były umiejętności rosyjskiej trupy cyrkowej:
Na pozostałe części sceny wykorzystane zostały materiały na obrusy, sukienki i inne niedoszłe kobiece marzenia. Ale spokojnie: co się odwlecze, to nie uciecze. Wywieszenie ich nie miało w sobie nic z gestu kapitulacji.
Dzieciaki zaś w tym spektaklu przeszły same siebie. Miło było patrzeć po prostu.
Dzieciaki zaś w tym spektaklu przeszły same siebie. Miło było patrzeć po prostu.
Teraz - gdy została wspomniana na blogu - nie pozostaje mi nic tylko przeprosić się z moją firanką i powiesić ją z powrotem w salonie, choć już inaczej rozmawiałyśmy.
OdpowiedzUsuńZ czego obie się właściwie cieszymy. Ona, bo wraca na stare miejsce, z którego będzie mogła elegancko świecić dziurą wygryzioną przez kota a ja, bo nieszycie nowej zaoszczędzi mi ze dwa dni z najlepszych lat mojego życia.
Dziękujemy Okruszyno!
Normalnie, Szacunek. :)
OdpowiedzUsuńM i B (nie mylić z Men in Black)
Cudne:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszelkie wyrazy!
OdpowiedzUsuńPS do firanki - szkoda, że to wszystko się teraz samo nie zdejmie i nie wyniesie z auli;)